Jak odnieść literacki sukces przed dwudziestką? Wywiad z Marcysią Koćwin

 20.12.2024 |  , ,

Z początkiem 2023 roku wydaliśmy książkę Czarna Orchidea. Witamy w drużynie autorstwa Marcysi Koćwin. Jest to pierwszy tom międzygalaktycznej sagi fantasy z elementami science-fiction. Dotychczas ukazały się trzy tomy serii, a prace nad ostatnim tomem niedługo się rozpoczną.

Marcysia Koćwin jest autorką fantastycznej sagi Czarna Orchidea, powieści Leśny Zamachowiec oraz dwóch tomików poetyckich. Jej pokłady kreatywności pozostają niewyczerpane i ciągle tworzy nowe historie. W rozmowie pytamy ją o początki jej drogi wydawniczej, inspiracje do pisania oraz organizowane spotkania autorskie. Marcysia dzieli się także poradami dla młodych autorów, wyczekujących swojej szansy na zaistnienie w świecie literackim.

  1. „Czarna Orchidea” była Twoim debiutem. Co zainspirowało Cię do napisania właśnie tej książki, szczególnie że miałaś wtedy zaledwie szesnaście lat?

Książki pisałam od najwcześniejszego dzieciństwa. Nawet nie potrafiąc jeszcze dobrze pisać, wymyślałam i rysowałam historyjki obrazkowe, dopowiadając do nich treść. Pasja do tworzenia opowieści byłą ze mną, odkąd pamiętam. Pierwszą, kilkudziesięciostronicową powieść stworzyłam, mając dziewięć lat, później pisałam różne opowiadania, aż w wieku jedenastu lat zaczęłam pierwszą wersję „Orchidei”. Impulsem do stworzenia tej opowieści były obejrzane przez mnie wtedy z kuzynką „Gwiezdne Wojny”. Niemniej oryginalna, opublikowana już saga nie ma ostatecznie niemal nic wspólnego z tamtymi filmami. Na przestrzeni kilku lat kilkukrotnie ją porzucałam, zmieniała i pisałam od nowa. Szkoląc swój warsztat, tworzyłam wciąż nowe wersje, jednocześnie pracując nad opowiadaniami oraz inną powieścią pt. „Kyria”. Ostatecznie, po wielu modyfikacjach, w wieku szesnastu lat zdecydowałam się zacząć proces wydawniczy z sagą. Ciężko mówić o jednej inspiracji w takiej sytuacji. Z pewnością dzieło Lucasa było bodźcem, impulsem, który pchnął mnie w tym kierunku. Później historia dojrzewała i rozgałęziała się powoli w moim umyśle, rozrastała, obrastała liśćmi, upstrzyła się kwiatami, aż wreszcie wydała dojrzały owoc, który prezentuje się dumnie na stronie Wydawnictwa.

  1. Czy podczas kreowania postaci czerpiesz z własnych doświadczeń lub cech charakteru? Które z Twoich cech odnajdziemy w bohaterach serii?

Moje postaci są fikcyjne. Nie chcę ich wzorować na osobach rzeczywistych zarówno pod kątem wyglądu, jak i charakteru. Częstym zjawiskiem jest przelewanie przez autora swoich cech na głównego bohatera i ostatecznie nie udało mi się całkiem tego uniknąć.  Na całe szczęście „Orchidea” ma kilku głównych bohaterów, więc sprawa robi się dzięki temu bardziej skomplikowana. Swoimi cechami musiałam ostatecznie obdarzyć niektórych bohaterów – jedni mają ich więcej, inni mniej. Żadna postać nie jest moim lustrzanym odbiciem, choć w sadze znajduje się jedna, która niebezpiecznie się do tego stanu zbliża. Niemniej nie zamierzam wyjawiać, która i w jakim stopniu.

  1. Jakie wartości są dla Ciebie najważniejsze w Twojej twórczości? Na co szczególnie chciałabyś, aby zwracali uwagę czytelnicy?

„Orchidea” jest dziełem bardzo złożonym i skomplikowanym pod kątem fabularnym, ma też wielu bohaterów. Poza niezwykle bogatym światem przedstawionym saga ma także w sobie wiele refleksji, ukazuje mnóstwo wartości. Od razu pragnę nadmienić, że nie pisałam sagi z zamiarem wychowywania swoich Odbiorców. Często ukazuję w swojej twórczości poglądy, z którymi personalnie się nie zgadzam, kontrastując je z tymi, które uważam za słuszne. Nie chciałam także agresywnie forsować swoich racji. Zawsze lubię patrzeć na każdy problem z wielu perspektyw i to ostatecznie chciałam też umożliwić Odbiorcom „Orchidei”. Niestety, jak większość, mam tendencję do faworyzowania tych wartości, jakie wyznaję. Mimo to uważam, że polifonia w sadze jest przyzwoicie zrealizowana. Najważniejszym dla mnie jest sprawić, aby Czytelnicy uznali moją twórczość za ambitną i wartościową, godną uwagi oraz, aby z przyjemnością sięgali po moje kolejne dzieła. Jako, że sztuka jest wolna i nie powinna podlegać żadnym ograniczeniom, nie chcę także zwracać Odbiorców na konkretny aspekt sagi. Pragnę, aby oni sami podczas czytania odkryli każdy jej zakamarek, a następnie sami zdecydowali co ich zdaniem najbardziej zasługuje na uznanie.

  1. Redaktorka sagi podkreśliła Twoją ogromną dojrzałość i świadomość twórczą. Czy, patrząc wstecz, dostrzegasz swój rozwój jako autorka na przestrzeni wydanych książek?

Oczywiście. Zwłaszcza dostrzegam go, przeglądając czasem dzieła sprzed kilku lat. Porównując swój styl z podstawówki i z początku liceum z obecnym, widzę olbrzymi postęp. Niezmiernie mnie to cieszy i motywuje do dalszej pracy nad własnym warsztatem.

  1. Masz na swoim koncie książki z różnych gatunków. Który z nich jest Ci najbliższy i dlaczego?

Póki co wydałam sagę fantasy oraz powieść z gatunku, który chyba mogę nazwać general fiction. Mimo wszystko muszę przyznać, że dużo łatwiej przychodzi mi odnalezienie się w tym drugim. Pracuję także i będę jeszcze pracować nad następnymi dziełami właśnie w tym gatunku. Fantastyka i science-fiction (lub mieszanka jednego z drugim) także są wspaniałymi gatunkami, niezwykle rozwijającymi, jednak mimo że stworzyłam całą sagę w tym tonie, dużo lepiej odnalazłam się w fikcji na pseudohistorycznym tle. Taka fantastyka bez czarów i magicznych stworzeń, luźno inspirowana prawdziwymi wydarzeniami i realiami, aczkolwiek jeszcze nie powieść historyczna. Lubię nazywać ten gatunek literaturą pogranicza fikcji realistycznej i fantastycznej. Od dawna interesuję się historią, zwłaszcza pod kątem obyczajowości, kultury, mody czy wierzeń, dlatego dużo łatwiej jest mi tworzyć złożoną opowieść w znanych mi poniekąd realiach świata przedstawionego, który nie wymaga ode mnie takiego nakładu pracy jak świat fantastyczny, który trzeba zbudować na potrzeby powieści niemalże od zera. Obecność mistycznych stworzeń oraz systemów magicznych także wiąże się z trudem stworzenia i opisania ich, zwłaszcza jeśli pisarz chce to zrobić starannie i spójnie. Każdy gatunek jest wyzwaniem, jeżeli chcemy go dobrze zrealizować, jednak uważam, że dużo lepiej odnalazłam się właśnie w tej fikcji pogranicza. Postanawiam jednak dalej eksperymentować z nowymi gatunkami. Mam w planach powieść oniryczną utrzymaną w konwencji nadrealistycznej, niemalże powieść grozy, utrzymane w podobnym tonie opowiadania czy też utwory eksperymentalne, awangardowe.

  1. Wydałaś swój debiut jako nastolatka. Czy zdarzyło się, że Twój wiek wpływał na sposób, w jaki sposób odbierali Cię czytelnicy lub osoby z branży?

Tak, zdarza się to wielokrotnie. Na szczęście mój młody wiek budził raczej zainteresowanie i podziw niż pogardę Odbiorców oraz ludzi z branży wydawniczej, z którymi miałam do czynienia. Wielu ludzi gratulowało mi tak wczesnego opublikowania powieści, doceniali moją kreatywność i nakład pracy, niemniej jestem świadoma tego, że równie wielu, w tym i dojrzałych wiekiem literatów, może we mnie niestety widzieć przysłowiowego nieopierzonego żółtodzioba,  uznając, że książki tak młodej osoby z pewnością będą niskiej jakości i parszywego stylu – bo jakie ona może mieć w tym doświadczenie – i nie zasługują na uwagę. To druga strona monety, na całe szczęście jednak takie głosy jak na razie do mnie nie dochodzą.

  1. Zorganizowanie spotkań autorskich to duże wyzwanie dla autorów. W jaki sposób zaczęłaś organizować swoje pierwsze spotkania z czytelnikami?

Jestem osobą nieśmiałą, bardzo brakuje mi pewności siebie, jestem zahukana i łatwo tracę panowanie nad emocjami, dlatego zorganizowanie spotkania było dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Na całe szczęście zaczęłam od mojej rodzimej biblioteki we Włoszczowie. Byłam dość częstym gościem, poza tym w tak małych miejscowościach nikt nie jest anonimowy. Panie bibliotekarki znały mnie doskonale, przez co było mi dużo łatwiej z nimi rozmawiać. Wybrałam się tam osobiście i przedstawiłam im całą sprawę. Podeszły do tego bardzo entuzjastycznie i zdecydowały się zorganizować spotkanie. Było to jeszcze w czerwcu, więc zaproszeni zostali uczniowie ze szkoły podstawowej. Ich życzliwa uwaga i zaangażowanie podczas spotkania dodały mi otuchy i odwagi do organizowania kolejnych. Zaczęłam pisać e-maile do okolicznych bibliotek, powoli, coraz bardziej wychodząc ze swojej strefy komfortu. Była to trudna droga, dużo mnie kosztowała, ale widzę wielką wartość w tym, do czego się przyczyniła. Nabieram dzięki temu odwagi i uczę się zaradności oraz współpracy z ludźmi, co jest cenną umiejętnością w każdej sytuacji.

  1. W nawiązaniu do poprzedniego pytania – czego najbardziej bałaś się przed pierwszym spotkaniem?

Wszystkiego. Wszystko mnie przerażało. Czy podołam, czy się nie pomylę, czy będę mówić z sensem, czy nie stracę wątku, czy będę wysławiać się poprawnie, czy zrobię dobre wrażenie, czy nie będzie żadnych przykrych niespodzianek w trakcie, czy dotrę na spotkanie w jednym kawałku, czy będzie na nim dużo ludzi, jacy ludzie przyjdą, czy ich zaciekawię, czy będą mnie słuchać? Te pytania towarzyszą mi przed każdym spotkaniem. Pierwsze było najtrudniejsze – gdy zobaczyłam gromadę młodzieży wchodzącą do pomieszczenia, oblał mnie zimny pot – jednak każde kolejne także jest wyzwaniem. Nowi ludzie, nowe otoczenie, trzeba się postarać tak samo jak poprzednio. Lęki są moim nieodłącznym towarzyszem na każdym ze spotkań, na całe szczęście gdy już zacznę mówić i spotkanie powoli się rozwinie, stres opuszcza mnie, zwłaszcza gdy widzę zaangażowanie ze strony przybyłych.

  1. W styczniu szykują Ci się dwa spotkania – w Krakowie i w Łodzi. Jaki element spotkań autorskich sprawia Ci największą przyjemność?

Zaangażowanie osób w nim uczestniczących. Uwielbiam moment, gdy zadawane mi są pytania, ponieważ widzę wtedy poświęcaną mi uwagę. Jest to znak, że to, kim jestem i co robię, interesuje zebranych. To najpiękniejszy moment każdego spotkania. Gdy po moim wystąpieniu zalega martwa cisza, a zebrani patrzą tylko na zegarki z myślą, kiedy będą mogli wyjść, czuję się zdruzgotana i wiem, że zawiodłam.

  1. Jak przebiegała Twoja droga do wydania debiutanckiej powieści? Jakimi kryteriami kierowałaś się podczas tego procesu i co było dla Ciebie kluczowe?

Droga do wydania każdej powieści jest długa i wyboista, niemniej pierwsza zawsze budzi najwięcej emocji. Pierwszy proces wydawniczy zapada w pamięć jako coś nowego, czego jeszcze nigdy wcześniej nie robiliśmy i czego musimy się nauczyć, z czym należy się obeznać. Kluczowym było dla mnie znalezienie Wydawnictwa, które podejmie się współpracy ze mną. Szukałam go dosyć długo – wysłałam e-maile do trzynastu różnych Wydawnictw, mając nadzieję, że któreś z nich zdecyduje się podjąć ze mną współpracę. Pamiętam, jak wielkie emocje wzbudziła we mnie odpowiedź Wydawnictwa Sorus. Był wtedy środek lata, a we mnie eksplodowało naraz tyle euforii, że wybiegłam bosa z domu, trzymając w dłoni telefon, i pobiegłam w podskokach na drugi koniec działki, niemal piszcząc z radości, w stronę zdumionej moim zachowaniem mamy, aby pokazać jej wiadomość od Wydawnictwa. Później po raz pierwszy musiałam przeczytać umowę wydawniczą, którą jeszcze wtedy podpisali moi rodzice, a następnie rozpoczęłam proces. Koordynowanie go, pilnowanie terminów, praca nad tekstem książki, wpłacanie rat, katalogowanie faktur na własną rękę dodało mi pewności siebie. Zdałam sobie sprawę, że takie rzeczy wcale nie są dla mnie za trudne, że nie potrzebuję do ich wykonania niczyjej pomocy. Usamodzielniłam się i poczułam, przynajmniej po części, niezależna. Z wielu powodów właśnie ta świadomość, to poczucie sprawczości i pewność, że jestem w stanie poradzić sobie z takimi zajęciami, było dla mnie niezwykle ważne. Sam proces, choć rozciągnięty w czasie, wspominam niezwykle dobrze. Pracowałam z ludźmi odpowiedzialnymi, skrupulatnymi i profesjonalnie podchodzącymi do swoich obowiązków, dlatego nie miałam żadnych problemów w trakcie wydawania pierwszej części sagi i po upływie sześciu miesięcy z niezwykłym wzruszeniem wyjęłam pierwsze egzemplarze z kartonu.

  1. Jakich rad udzieliłabyś młodym pisarzom, którzy marzą o napisaniu i wydaniu swojej książki, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Zacząć należy od stworzenia i napisania takiej historii, rzecz jasna. Później natomiast trzeba podjąć trud wydania swojego dzieła i zaistnienia na rynku wydawniczym. Radzę przede wszystkim przyszłym pisarzom, żeby byli odważni i wytrwali. Żeby nie bali się próbować i nie wmawiali sobie, że to nie dla nich, że nie mają zdolności, nie mają kompetencji, że i tak im się nie uda. Jeśli nie spróbują, to z pewnością ich marzenia spełzną na niczym. Trzeba się przemóc, wyjść ze strefy komfortu, podjąć inicjatywę i wciąż pisać, czytając jednocześnie dzieła pisarzy od siebie lepszych, aby doskonalić własny warsztat poprzez obserwację i naśladownictwo, a  dzięki temu wypracować własny styl. To potrzebuje czasu i wymaga dużo wysiłku, ale ostatecznie daje wspaniałe efekty. Gdzie szukać inspiracji do stworzenia dzieła? W innych dziełach, nie tylko w książkach, ale i na obrazach, w filmach,  w naturze, w innych ludziach… albo w swojej własnej głowie. Elementów świata, które mogą zainspirować artystę, jest naprawdę wiele. Radzę przy tym robić to dyskretnie, aby nie szukać motywów i pomysłów na rozwój własnych historii na siłę. Czasem wystarczy dać opowieści czas, aby w nas dojrzała, a przede wszystkim pozwolić się zaskoczyć naszym własnym głowom.

Serdecznie dziękujemy Autorce za udzielenie wywiadu i podzielenie się swoimi doświadczeniami. Zachęcamy do zapoznania się z twórczością Marcysi Koćwin na stronie Czarna Orchidea.

Wszystkim przyszłym młodym autorom książek fantasy życzymy wielu sukcesów literackich!

Zapisz się do naszego newslettera

Nowości

Przykładowe e-booki

Pobierz poradnik

10 błędów popełnianych przez autorów zgłaszających książkę do wydawnictwa