Opis
Tango podróżniczka to zbiór felietonów, w których zabieram czytelnika w podróż do Argentyny, Norwegii oraz Polski, opowiadając o tangu, rozwoju osobistym i… problemach żołądkowych. Zastanawiacie się, jak to jest być tancerką tanga, podróżniczką z dyplomem magistra turystyki, kobietą, która chce poznać siebie? Dowiecie się tego, sięgając po zbiór moich przemyśleń na temat miłości, akceptacji, przyjaźni, własnego ciała, marzeń, szczerości i strachu. W książce nie tylko zauważam ludzi wychowanych w różnych kulturach i środowiskach, ale także zachęcam do podejmowania rozmów na tematy, które są dla nas ważne, choć nie zawsze wygodne. Sprzeciwiam się turystyce masowej i nadmiernej konsumpcji. Namawiam do prostszego, prawdziwszego i pełniejszego życia. Zachęcam do zmian.
Patrycja Jabłońska – dyplomowana podróżniczka z magistrem odnowy psychosomatycznej. Pasjonatka tanga. Dyslektyczka, acz poliglotka. Autoryzowana przewodniczka po Oslo i Tromsø w Norwegii. Organizatorka Oslove Tango Weekend. Wolna i dobra dusza.
SPIS TREŚCI
I Moje pasje
II Moje obowiązki
III Mój rozwój
Pieniądze
Miłość
Spełnione marzenia
Podróże
Przyjaźń
Równowaga
Uważność
Rozmowa – komunikacja
Intuicja
Szczerość
Akceptacja
Samotność
Strach albo lęk
Praca
Uśmiech
Ciało
Kobiety
Mężczyźni
Oczekiwania
Ja
On
Ja i On
Puść się
Koniec
Wdzięczność
Więcej na temat Tango podróżniczki przeczytasz tutaj.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Moje pasje
Moją pasją są podróże! Przez lata zmieniły swój charakter, ale teraz mają jedno imię: tango. Podróże tangowe, o których istnieniu sama nie wiedziałam, kiedy jeszcze studiowałam turystykę, to dziś mój chleb powszedni. Podróże wykonywane przez tysiące ludzi na całym świecie w celach turystycznych, ale i przetrwania. Jak już raz się tam wejdzie, nie da się kupić biletu powrotnego. Wszystko zaczęło się jakiś czas temu i szczęśliwie, w innym okresie mego życia, też miałam chwilę na refleksję, którą pozwolę sobie tutaj skopiować. Popodróżujmy w czasie…
Oslo, Norwegia 2016
Nie zostałam naukowcem. Zamiast kochać probówki, obliczanie, eksperymenty, kochałam ludzi. To, co teraz napiszę, nie będzie więc poparte kalkulacjami, badaniami na grupie osób w określonym wieku oraz innymi formami statystycznymi. Myślę jednak, że około 1500 znajomych na Facebooku i 200 na couchsurfingu są całkiem pokaźną grupą badawczą, z którą miałam kontakt przez ponad 10 lat podróżowania.
Właśnie stuknęło mi 30 lat i obudziła się potrzeba pisania. Głęboko wierzę, że napiszę coś mądrego, bo z każdym rokiem życia czuję, że tej wiedzy mi przybywa. Mam nadzieję, że kiedy skończę 70 lat, będę tryskać mądrością i z łatwością podejmować wszystkie decyzje, bazując na doświadczeniu życiowym, przykrych zdarzeniach i zapewne paru artykułach, które po drodze gdzieś kiedyś przeczytam. Dodatkowo pojawi się jakaś nowa teoria, którą sprzeda mi jedna z szamańskich znajomych. Mówię szamańskich, bo w mojej rodzinie tak właśnie określa się ludzi, którzy grzebią w religiach, książkach, ludzi, którzy grzebią w sobie.
A może jednak ta mądrość pojawi się w tej samej chwili, kiedy na moich 42 metrach kwadratowych znajdzie się płaczące, zabierające każdą wolną minutę życia piękne dzieciątko, które otworzy mi oczy, a jednocześnie zakończy wszystkie godzinne gdybania na różne tematy. Życie to czas. Czas, który jest nam dany. Tyle że my zamiast korzystać z tego czasu, cieszyć się każdą minutą, wolimy go poświęcić na zastanawianie się, co mogłoby nas uczynić bardziej szczęśliwymi!
Właśnie odkryłam, jak to wspaniale jest móc pisać w swoim języku ojczystym, czego nie robię często. Pisać po polsku! W tej samej chwili, po dokonaniu tego odkrycia, rzucił się na mnie mój szwedzki mąż, tylko po to, żeby ukraść mi buziaka. Chociaż tego ode mnie się nauczył, że czasem dobrze jest coś ukraść! Ode mnie, mam na myśli od Polki. I tu może się kroić komuś serce, że kolejna szczęśliwa kobieta na tej ziemi ma ukochanego, który podkrada całusy. Zgadza się, tylko, że nie zawsze jest tak, że on chce tym złodziejem być! Tak dobrze mi się pisze, a tu trzeba biec na zajęcia. Ale jakie!
*
Boże! W jakim ja świecie żyję. Poszłam na lekcję tanga, tutaj, w Oslo. Otwieram drzwi do sali, a tam w pięknym, amarantowym pokoju siedzi 70-letni Ramon i gra na gitarze tango. Mało tego – śpiewa. I tak przez pół godziny o złamanym sercu. Bolesne, ale za to, jak pięknie brzmi! Ramona poznałam w pierwszych tygodniach po przeprowadzce do Oslo razem z moim wtedy jeszcze narzeczonym, Szwedem. Tak planowałam zasymilować się ze społeczeństwem tutaj, na południu Norwegii. Udało się, ale niestety nie tak od razu. Kosztowało mnie to trochę albo i więcej łez, myślenia nad wyraz dużo, kłótni z już wtedy mężem, chwil zwątpienia i przede wszystkim wojen z rodzicami. I tak oto właśnie stałam się 30-letnią, szczęśliwą kobietą, która wciąż ma gorsze chwile, ale wspiera się tym, co dzieje się dookoła. A dzieje się!
Tylko zalogowani klienci, którzy kupili ten produkt mogą napisać opinię.
Wydawnictwo Sorus,
DM Sorus sp. z o.o.,
Bóżnicza 15/6,
60-643 Poznań,
Poland,
sorus@sorus.pl,
tel. +48 61 653 01 43
KlaudiaD –
Sięgając po “Tango podróżniczkę” Patrycji Jabłońskiej spodziewałam się typowego dziennika turystki z licznych podróży po świecie. Otrzymałam jednak znacznie więcej – osobistą opowieść o wyzwaniach i przyjemnościach, które życie stawia każdemu z nas. Autorka przeprowadza czytelnika przez wycinki ze swojej rzeczywistości z humorem komentując swoje przygody. Lekki styl opowieści i połączenie kilku gatunków sprawia, że lektura była sprawna i angażująca. Listy zadań, rozbudowane przepisy, fragmenty poezji i zdjęcia z podróży tworzą rozbudowany monolog, kompendium życia autorki. Najwięcej wyniosłam z fragmentów, w których autorka zatrzymuje się nad drobiazgami, odkrywa mały sekret o samej sobie. Sprawiało to wrażenie wspólnej podróży, w której zadaje sobie pytania o jej sens. Jeśli ktoś oczekuje typowej literatury podróżniczej, pełnej faktów, opisów zabytków i gotowych inspiracji do planowania wyjazdów, może się rozczarować. Ale jeśli lubi, kiedy książka skłania do refleksji, pokazuje kulisy podróżowania i nie boi się mówić o słabościach to warto skusić się na lekturę. Dla mnie była to inspirująca przygoda, która pokazała, że czasami warto zwolnić zauważyć emocje, które nam towarzyszą w codziennej tułaczce.