Opis
Promocja -20% do końca sierpnia na wszystkie książki i ebooki!
W roku 2234 planeta Ziemia stanęła na skraju całkowitego wyczerpania zasobów nieodnawialnych źródeł energii. Ludzkość ogarnęła panika, a cywilizacja zaczęła chylić się ku upadkowi. Największe mocarstwa globu rozpoczęły kolejny wyścig zbrojeń i współzawodnictwo we wprowadzaniu najnowszych technologii, które pomogłyby znaleźć zastępcze źródło energii w odległych zakątkach kosmosu.
NASA wysyła lot załogowy w podróż międzygwiezdną na planetę Moros w celu zbadania i przetransportowania obiecującego surowca, który byłby odpowiedzią na problemy świata.
Kiedy łączność z załogą zostaje zerwana, NASA organizuje grupę ratowniczą, która ma za zadanie ocalić astronautów i sprowadzić surowiec na Ziemię. Odległa o wiele lat świetlnych planeta skrywa nie tylko cenne paliwo, mogące być dla ludzkości zbawieniem, ale i mroczną przeszłość, której ekipa ratownicza będzie musiała stawić czoła.
Miłosz Olszański – urodził się w 1998 roku. Pochodzi z Ostrowca Świętokrzyskiego i jest absolwentem Instytutu Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego. Od czasu szkoły podstawowej interesowało go kreatywne tworzenie treści. Na początku była to poezja, a od niedawna proza. Jak sam mówi „marzenie napisania powieści krążyło po orbicie już od dłuższego czasu, a jako że czuję się w duszy artystą, to postanowiłem to w końcu zrobić. Dodatkowo czuję swego rodzaju powołanie do naprawiania rzeczy zepsutych, dlatego w swoich tekstach staram się poruszać tematy społeczne”. Chce, żeby jego literatura skłaniała ludzi do przemyśleń i wyraża nadzieję na to, że jeśli choć jedna osoba przeczyta jego książkę i wywoła to w niej refleksje na poruszany temat, to uzna to za ogromny osobisty sukces. Prowadzi stronę https://opowiescizprzyszlosci.com/, na której zamieszcza swoje teksty, można go znaleźć również na Instagramie.
Dnia 8.01.2234 roku pięcioosobowa załoga pod dowództwem Kapitana Bachmanna wyruszyła w podróż międzygwiezdną na planetę Moros. Nie była to wielka wyprawa, która – podobnie do tej słynnej z 1969 roku – byłaby emitowana w telewizji. Ludzie nie zbierali się przed ekranami telewizorów ani nie regulowali głośności w radioodbiornikach, aby usłyszeć szum uruchamianych silników. Była to bowiem jedna z wielu wypraw, które odbywały się od sześćdziesięciu lat na odległe planety Drogi Mlecznej w poszukiwaniu nadziei.
Kiedy Ziemia oddała ludzkości ostatnie ze swoich zapasów ropy i węgla, wybuchła panika. Wpływy światowych mocarstw zaczęły słabnąć i człowiek stanął na granicy kolejnej wojny o władzę. Przywódcy państw, zaślepieni chciwością, w pogoni za pieniędzmi i władzą, obrali sobie za cel znalezienie nowego sposobu zasilania ziemskich maszyn. Odnawialna energia szybko została zepchnięta na boczny tor, ponieważ nie była w stanie spełnić oczekiwań i wymagań oligarchów. Liczyło się tylko to, kto odkryje nowy sposób na zaspokajanie potrzeb energetycznych globu i kto ustanowi światowy monopol na tę moc.
Naukowcy z USA i Rosji rozpoczęli kolejny wyścig kosmicznych zbrojeń z celem wysłania wyprawy w najdalsze zakątki galaktyki. Wyprawy, której sukces miał ukoronować jedynego władcę planety. Nadzieją obu mocarstw było odnalezienie nowego surowca, który nie mógł powstać w warunkach ziemskich, a który mógłby zastąpić dotychczas wykorzystywane węgiel czy ropę. Kolejne voyagery i sputniki wysyłane były w bezkres kosmosu. Stany Zjednoczone zdołały wysłać tak wiele sond na inne planety, że amerykańscy inżynierowie zmuszeni byli wykazać się niemałą kreatywnością w nadawaniu im kolejnych nazw. Z tego, co wiem, Rosja stale wysyłała w przestrzeń sputniki. Wśród nich pojawił się nawet jeden Gagarin, który został wysłany w dzień kolejnej rocznicy lotu w kosmos radzieckiego gieroja.
Amerykańska sonda, bo to na niej opieram całą swą wiedzę na ten temat, miała wylądować na obcym ciele niebieskim i jeździć po jego powierzchni, zbierając próbki gleby, minerałów, formacji skalnych i innych surowców. Następnie sonda badała podstawowy skład materiału i odsyłała zebrane dane na Ziemię, gdzie uczeni mogli ocenić potencjał próbki i ustalić, czy podróż na obcą planetę była warta wykorzystania kurczących się zasobów finansowych i sprzętowych NASA. Takim sposobem w próżnię kosmosu wysłane zostały setki misji załogowych w celu pozyskania obiecującego kruszcu i przetransportowania go na Ziemię. Jak dotąd żadna załoga nie sprowadziła do domu niczego, co mogłoby rozwiązać nasz problem.
Próbki, które dotychczas dostarczono z obcych planet, ulegały spalaniu zbyt szybko, emitowały śmiertelne dla człowieka gazy czy promieniowanie, rozpadały się po wejściu w ziemską atmosferę lub nie były zdatne do wytworzenia energii z setek innych powodów.
Najnowsze sondy wysyłane w kosmos numerowane były ciągiem rosnącym i większość z nich, poza jedną, dostarczała nam szalenie zróżnicowanych wyników. Każdy kolejny materiał badawczy przedstawiał nowy rodzaj surowca wraz z unikalnym dla niego składem. Hope-1593 okazała się po prostu wyjątkowa. Efekty badań przeprowadzonych nad setkami próbek gleby planety Moros były zdumiewające. Wszystkie dane wykazywały ten sam skład z wyjątkiem jednego wpisu. Wśród morza jednakowości na tej planecie musiał występować kruszec, który zgoła różnił się od reszty podłoża, po którym jeździła sonda. Posiadał on również najbardziej, jak dotąd, obiecującą strukturę, sugerującą, że mógłby zasilać ziemskie maszyny. W Houston zdecydowano nie marnować czasu i wysłano w kosmos Heclę, dowodzoną przez Kapitana Bachmanna.
Kapitan, zaraz po zbudzeniu się z kriogenicznego snu, zgodnie z wymogami wyprawy, wysłał raport do jednostki macierzystej NASA dotyczący parametrów planety, swojego położenia i planu działania na następny miesiąc. Tym sposobem zaczęło się – najbardziej obiecujące dla przyszłości Ziemi – poszukiwanie nowej nadziei.
W dniu, w którym statek Kapitana Bachmanna wylądował na obcej planecie, kończyłem trzydzieści pięć lat. Byłem wówczas pilotem i świetnie rokującym oficerem astronautycznej jednostki NASA. Od piętnastu lat nie widziałem swojego ojca, który porzucił mnie i moją matkę, wymawiając się dobrem całej ludzkości. Miał na imię Howard i był Geologiem wyprawy Bachmanna. Większość mojej wiedzy na jego temat pochodziła od starszych stażem członków jednostki, którzy mieli okazję z nim pracować. Matka nie chciała o nim opowiadać. Jej złamane serce nie mogło pogodzić się z faktem, że ojciec najprawdopodobniej nigdy jej nie kochał. Pewnego dnia wróciłem do domu i zastałem matkę leżącą na podłodze. Obok niej stało puste opakowanie po środkach nasennych.
Ze mną też nie spędził zbyt dużo czasu. Całe moje dzieciństwo więcej siedział w swojej jednostce niż w domu i wychowywałem się bez niego. Sam posiadam jedynie przebłyski i urywki wspomnień z dzieciństwa, które są związane z ojcem. Najwyraźniejsze z nich to ojciec siedzący na swoim fotelu obitym brązową skórą. Przed nim stoi drewniane biurko zastawione stosami dokumentów i książek. Nad biurkiem znajduje się okno, z którego wylewa się oślepiający blask słońca. Ojciec odwraca się do mnie, a w ręku trzyma mały model dziewiętnastowiecznego statku z rozwiniętymi żaglami. Patrząc na mocno wygięte plastikowe żagle, można było mieć wrażenie, że mknie on z dużą prędkością.
Pobyt Bachmanna na planecie standardowo miał zająć rok. Potem załoga miała wrócić na Ziemię. Wszystko przebiegało zgodnie z wytycznymi do mniej więcej początku ósmego miesiąca ekspedycji. Wtedy to Houston straciło kontakt z załogą. Decyzja o wysłaniu misji ratunkowej została podjęta w mgnieniu oka. Sporządzenie listy uczestników wyprawy nie sprawiło dowództwu większego problemu. W tamtym czasie w jednostce zostało niewielu astronautów gotowych do podróży międzygwiezdnej i tym sposobem zostałem jej kapitanem.
Wiadomość o tym, że mam wyruszyć na Moros – do miejsca ucieczki ojca ode mnie – napawała mnie strachem. Przez całe życie widywałem go niemal wyłącznie na zdjęciach, a teraz dostałem szansę spotkać się z nim osobiście. Z jednej strony nie chciałem szukać kogoś, kogo winiłem za śmierć matki, z drugiej jednak pragnąłem poznać prawdę o tym, co mogło się z nim stać na odległej planecie. Zasypiając kriogenicznym snem, nie wiedziałem, co zrobię, kiedy go spotkam. Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że będzie jeszcze żył po tych wszystkich latach, ale nie chciałem brać tego pod uwagę. W mojej głowie piętrzyły się myśli tylko o tym, co zrobię, kiedy stanę przed nim i spojrzę mu w oczy. Jakie będą moje pierwsze słowa skierowane do ojca po tylu latach? Jak on na mnie zareaguje?
Przez szybkę na wysokości głowy w kapsule kriogenicznej widziałem ekran, który odliczał od dziesięciu w dół. Świadomość powoli opuszczała moje ciało i utraciłem zdolność poruszania się. Ostatnim widokiem, jaki zapamiętałem, zanim zapadłem w długi sen, był czasomierz odliczający: siedem… sześć… pięć…
Tylko zalogowani klienci, którzy kupili ten produkt mogą napisać opinię.
Kacper –
Bardzo ciekawa historia z drugim dnem i skłaniająca do zadumy. Z niecierpliwością czekam na kolejne pozycje od tego autora!
Magdalena Podlewska –
Zastanawialiście się może kiedyś jak to jest wylecieć w kosmos? Być może przeszło wam przez myśl pytanie czy poza ziemią istnieje jakakolwiek inna cywilizacja?
Jeśli tak, ta książka skierowana jest właśnie do was 😉 Natomiast jeśli nie, również zachęcam gorąco do przeczytania tej krótkiej, a za razem wyczerpującej pozycji. Książka zabiera nas w przyszłość jaka może, ale nie musi czekać na ludzkość w roku 2234 😉
Gdy na ziemi kończą się wszelkie możliwe zasoby węgla i ropy, a ludzie zaczynaja walczyć miedzy sobą o ostanie jej szczątki, naukowcy z USA i Rosji postanawiaja rozpocząć wyścig o to kto pierwszy odnajdzie nowy surowiec, który zastąpi braki powstałe na ziemi. Pięcioosobowa załoga zostaje wysłana na planete Moros gdzie sonda wysłana przez naukowców z NASA wyczuła kruszec, który jak się okazało mógł zastąpić na ziemi zasoby węgla i ropy. Pozostało jedynie odnaleźć złoże tego surowca, zbadać i przetransportować jak największą jego ilość na ziemie. Jednak na 4 miesiące przed końcem badań wysłanej na Moros grupy astronautów, zerwał się z nimi kontakt. NASA postanowiło wysłać tam grupę ratunkową, która miała dwa zadania, odnaleźć pierwszą grupę i dowiedzieć się czym spowodowany jest brak sygnału z ich strony no i oczywiście odnaleźć i dostarczyć surowiec. Grupa ta również składała się z 5 osób – Chemika, Inżyniera, Kriogenika, Geologa i oczywiście Kapitana. Każdy z nich miał swoje zadanie do wykonania, każdy również wylatując na Moros zostawił za sobą przeszłość, która nie dała o sobie zapomnieć. Czy uda im się ocalić ludzkość i jednocześnie pokonać demony ich własnej przeszłości? Zachęcam do zapoznania się z tą powieścią, jak już wspomniałam jest to krótka opowieść idealna na jeden wieczór. Cała historia jest na tyle ciekawa i wciągająca, że jak już zaczniecie czytać nie odłożycie książki do ostatnich jej stron 😉
Alicja –
Lubię czasem sięgnąć po powieści fantasy, a ta pozycja była doskonałym wyborem! Wciągnęła mnie od pierwszych stron i przeczytałam ją w jeden wieczór. Autor pisze w świetnym stylu, potrafi zaciekawić i utrzymać zainteresowanie czytelnika, a sama historia skłania do refleksji nad naszą egzystencją.
Fabuła przenosi nas bowiem do przyszłości, gdzie koniec zasobów naturalnych Ziemi, powoduje panikę i liczne walki. Najważniejsza walka o przetrwanie ludzkości została powierzona naukowcom, którzy otrzymali misję znalezienia nowych surowców na planecie Moros. Czy ekspedycja się powiedzie? Czy życie na Ziemi zostanie uratowane?
Bardzo podobała mi się ta powieść. Ciekawie poruszyła aktualne problemy naszego świata. Polecam serdecznie 🙂
Małgorzata Szweda – Czerwińska –
” Wspomnienie z przyszłości” to niezwykła powieść Miłosza Olszańskiego, której motywem przewodnim jest poszukiwanie złotego środka, by ocalić Ziemię przed upadkiem energetycznym. Podróż w głąb kosmosu jest szansą i zarazem ostatnim ogniwem, która może tego dokonać.
Jednocześnie autor porusza także drugie dno, to bardziej ciekawe, które pokazuje jaki wpływ na człowieka, jego myślenie i postrzeganie ma niezmierzony kosmos. Jednakże to też próba zdefiniowania swojego dotychczasowego życia i konfrontacja z własnymi lękami, tam w głębi nieskalanego kosmosu, z dala od ziemskich spraw.
Główny bohater powieści Kapitan zostaje wysłany na planetę Moris z misją ratunkową i zarazem w celu pozyskania kruszca energetycznego. Nie wie jednak,.że to będzie ostatnia jego wyprawa, która zakończy się tragicznym finałem.
Akcja powieści jest dynamiczna, planeta Moros miała dać Ziemi początek nowej ery energetycznej, a stała się miejscem wielu doświadczeń i swoistym katarsis dla astronautów.
Powieść jest wciągająca, skupiająca uwagę od samego początku, trzymająca w napięciu. Co również ciekawe, to mocno rozbudowane monologi głównego bohatera, szczególnie po koniec książki. Niewątpliwie otwiera to drzwi do własnych przemyśleń i własnej interpretacji utworu.
Książkę serdecznie polecam.
franciszek.kaminski21 –
Książkę serdecznie polecam osobom, które szukają emocji jakich nie przeżyli w każdej innej książce. Akcja jest mega dynamiczna, książka wciągająca i trzymająca w napięciu. Przeczytałem tą powieść w niecałą dobę i nie żałuję ani jednej chwili. Polecam z całego serca.
booksofsunny –
Nietuzinkowa, trzymająca w napięciu i kosmiczna
Małgorzata Jeziorowska –
Jeśli kiedykolwiek marzyliscie o podróżach w kosmos, to ta książka jest idealna! Książka ta jest też idelana pod względem pytania: czy po za ziemia istnieje inna cywilizacja?
Porywająca pozycja, która przenosi nas w przyszłość, by zobaczyć co czeka nas właśnie tam. Akcja, która się tu toczy jest bardzo dynamiczna, nie możemy się nudzić. Dodatkowo jesteśmy wciągnięci w całość od pierwszej strony. Jeszcze raz będę polecać ♥️
niepoczytalna_ –
“Jak widać, nie tak łatwo jest uwolnić się od starych demonów nawet na odległej planecie.”
2234 roku grupa pięciu astronautów: Kapitan, Geolog, Inżynier, Biolog i Kriogenik, wyruszają w podróż kosmiczną, aby znaleźć surowce, które uratują Ziemię przed zagładą. Misja niestety nie kończy się tak jak zakładano, a kontakt z załogą zostaje utracony. Na planetę zostaje wysłany drugi statek pod dowództwem syna Geologa z poprzedniej misji. Od samego początku wyprawie towarzyszy jedno pytanie: co się stało ich poprzednikom i czy na planecie są naprawdę sami?
Jak na książkę science fiction przystało, występują w niej podróże kosmiczne, nowe technologie oraz ciekawe odkrycia naukowe. Opisy nie są mocno rozwleczone, ale jednak ciekawie przedstawiają ekosystem planety Moros. Pisana jest przejrzystym, zrozumiałym językiem z narracją pierwszoosobową.
Tytuł powieści bardzo adekwatnie ukazuje co znajduje się w lekturze. Nie jest to tylko opowieść o podróżach kosmicznych, poznawaniu planet i zbieraniu surowców. Niesie ze sobą dużo więcej. Bohaterowie jak nigdzie indziej narażeni są na samotność, a ich problemy z przeszłości wracają i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Z każdym rozdziałem lektura robi się coraz poważniejsza, a skrywane tajemnice zaczynają wychodzić na jaw.
Jestem zawiedziona, ponieważ niektóre motywy i istotne wątki można było pociągnąć dalej, jednak autor postanowił zostawić je bez większych wyjaśnień. Szczególnie motyw kosmitów, który występuje w tej lekturze, według mnie zasługiwał na rozwinięcie. Na koniec książka zostawia nas czytelników z większą liczbą pytań niż odpowiedzi.
Ogromnym plusem i urozmaiceniem podczas czytania są czarno-białe ilustracje wykonane przez Klaudię Wyzińską. Bardzo oddają charakter lektury i jednocześnie tajemniczość planety Moros.
Pomimo niedociągnięć w fabule, czytało mi się ją bardzo przyjemnie. Ilustracje były wybitne i z ogromną chęcią mogłabym wywiesić je na ścianie jako obrazy.