Co z tą książką?

Czyli jakie możliwości dają różne modele współpracy z wydawcą książek podróżniczych

Każdy kto choć raz w życiu napisał książkę wie, jak ciężka to praca, że to zupełnie coś innego niż pisanie artykułu, że trwa to miesiącami i wymaga wielu wyrzeczeń. Dlatego ostateczny efekt tej pracy jest dla nas czymś naprawdę ważnym i cennym, dlatego w pewnym sensie jest to nasze dziecko. Zanim nasze dziecko pójdzie w świat, trzeba mu zapewnić dobrą szkołę, czyli wydawnictwo, gdzie nabierze ostatnich szlifów i przyjmie unikalny dla siebie, fizyczny kształt.

A jak wygląda współpraca nas – autorów – z wydawcą? Różnie. Jak słusznie mój znajomy zauważył – wiele zależy od tego, kto do kogo przychodzi (z propozycją wydania książki). Jeśli jest nim wydawca, to mamy nieco więcej do powiedzenia. Jeśli my – zazwyczaj niewiele.

Większość wydawnictw ma swoje sztywne procedury, serie wydawnicze, ustalony na rok z góry harmonogram (kolejkę) prac. Zatem nasza książka ma jedynie szansę dopasować się do trybów tej machiny i albo się na to godzimy, albo pozostaje nam …szukać innego wydawcy.

A jak wyglądają nasze finanse, gdy książka szczęśliwie ukazała się na rynku? Zapytajmy śmielej: ile możemy na niej zarobić?

Oto ogólny schemat kosztów wydawniczych na rynku książki (100% to cena detaliczna):

schemat kosztów książki.

Procentowy udział kosztów przygotowania reakcyjnego jak i samego druku zależy od wielkości nakładu, a także sukcesu sprzedażowego. Powyższy schemat można uznać za odpowiedni dla średniego nakładu książki podróżniczej, czyli ok. 3000 egzemplarzy.

Jak widać, większość ceny książki stanowi marża hurtowa i detaliczna, a autorowi przypada niewielka część zysków wszystkich stron. W praktyce na jednym egzemplarzu autor zarabia około 2 zł.

Tak z grubsza wygląda sprawa sprzedaży naszego dziecka przez wydawnictwo. Jednak my – podróżnicy, mamy jeszcze inne możliwości sprzedaży naszej książki i to całkiem niemałe. Ponieważ z natury lubimy się przemieszczać, to chętnie dajemy się zapraszać na:

  • festiwale podróżnicze,
  • prezentacje w domach kultury,
  • prezentacje w szkołach,
  • spotkania autorskie w bibliotekach, itp.

Bezpośredni kontakt z publicznością to świetna okazja, żeby pozbyć się jednorazowo kilku, a nawet kilkunastu książek…! Czy to się opłaca?

To zależy od tego, w jakiej cenie wydawca jest gotów sprzedać nam naszą książkę. Jeżeli jest to kwota tylko nieznacznie niższa od ceny detalicznej, to kokosów nie będzie. Ale jeśli będziemy mieć książkę w cenie druku, to sprawa wygląda zupełnie inaczej. Bo jeśli koszt druku wyniesie np. 10 zł, a cena detaliczna to 35 zł, to zysk z jednego egzemplarza jest całkiem, całkiem wysoki.

Zrzut ekranu 2014-06-14 11.33.57

Fot. – Festiwal Trzy Żywioły 2014

A ile książek podczas takich spotkań można sprzedać? Z moich doświadczeń wynika, że to jest nieprzewidywalne, bo raz się sprzeda jedna książka, a innym razem dwadzieścia. Ale najczęściej można liczyć na 6-8 książek. Jak to wygląda w skali roku? To zależy przede wszystkim od tego, ile będziemy mieć takich spotkań. W ciągu 9 miesięcy sprzedałem 120 egz. mojej Rower góral i na Ural, ale osobiście znam takich, którzy potrafią sprzedać przez rok 300 a nawet 400 swoich książek w ten sposób.

Warto pamiętać, że udział w publicznych prezentacjach jest płatny. Stawki wahają się w przedziale od 200 do 500 zł, przy czym zdarzają się i wyższe, zwłaszcza, gdy mamy już swoją pozycję na rynku wydawniczym.

Zatem dzięki książce, na spotkaniach podróżniczych zarabiamy podwójnie. Co więcej, autorzy książek są chętniej zapraszani, niż podróżnicy bez takiego dorobku (biblioteki). Oczywiście trzeba odliczyć koszty dojazdów oraz wziąć pod uwagę czas, jaki temu poświęcamy. Ale jeśli jesteśmy w miarę dyspozycyjni, czyli np. mamy cztery spotkania w miesiącu, to w zasadzie możemy się z takiej działalności utrzymywać.

Już w następnym artykule przedstawię ostatnią część, czyli przygotowaną specjalnie dla Was ofertę SORUS PODRÓŻE.