Książka Opowieść o biłgorajskim smoku nie jest typową literaturą dla dzieci, również dorośli znajdą w niej coś dla siebie. Bardzo sprytnie połączony został wątek związany z nauką i znajomością innej kultury z bajką. Tę pozycję literacką można spokojnie określić mianem uniwersalnej, przeznaczonej dla odbiorcy w każdym wieku. Jest jednak kilka wątków, które nie zostały wyjaśnione w książę, a na pewno ciekawią naszych czytelników. Postanowiliśmy zapytać o to autora Opowieści o biłgorajskim smoku Janusza Tencera. Zacznijmy od początku – co łączy Pana z kulturą żydowską?
– Urodziłem się i wychowałem w żydowskim domu w Łodzi. Nie w religijnym domu, ale w takim z głębokimi żydowskimi korzeniami i tradycją. Moi rodzice rozmawiali ze sobą na przemian w jidysh i po polsku. A potem tak się złożyło, że moim życiu istniały i istnieją trzy światy. Żydowski, tam gdzie serce. Polski, tam gdzie dusza i szwedzki, tam gdzie dom.
Wychodzi na to, że książka była swego rodzaju zwieńczeniem, które pomogło Panu połączyć dwa najbliższe sercu i duszy miejsca. Widać, że to dzieło literackie jest dla Pana szczególnie ważne. Można dostrzec to w każdej ilustracji, które znalazła się w książce. Jak udało się Panu nawiązać współpracę z tak cenioną i utalentowaną ilustratorką? Czy miał Pan okazję poznać ją wcześniej?
– Z Anią znamy się i przyjaźnimy całe życie a przynajmniej ponad 50 lat. Jeszcze na długo zanim ona zaczęła myśleć o malarstwie a ja o pisaniu, Ania wykształciła się na dentystkę a ja na lekarza. Nasze codzienne życie wypełniały inne sprawy. Kiedy napisałem książkę o Smoliku, nie było dla mnie rzeczy bardziej oczywistej niż to, żeby to ją poprosić o ilustrowanie książki a, sądzę, że dla niej nie było bardziej oczywistej odpowiedzi niż „tak”.
Czyli można spokojnie powiedzieć, że spotkały się dwie artystyczne dusze i razem stworzyły coś wyjątkowego, co jeszcze przed premierą oczarowało całą naszą redakcję, a teraz raczy oczy entuzjastów nietuzinkowych obrazków oraz nieoczywistych bajek dla dzieci. Jak jednak narodził się pomysł stworzenia książki Opowieść o biłgorajskim smoku?
– To, w gruncie rzeczy, najtrudniejsze pytanie. Zawsze myślałem o tym jak połączyć dwie, bardzo ważne dla mnie sprawy: – żydowstwo i tolerancję. Dlaczego? To chyba oczywiste. Mało narodów cierpiało przez wieki z powodu nietolerancji tak jak Żydzi. Smolik nasunął mi się z tego, że kiedyś napisałem piosenkę o koszernym smoku, która zaczynała się tak:
Był sobie raz smok zielony, miał skrzydła i dwa ogony
W podmiejskiej mieszkał norze, Apetyt miał, daj Boże
A przy tym on schabu nie tykał, krewetek jak ognia unikał
Był swym zasadom wierny, Bo smok to był koszerny
W zupełności się zgadzam. Warto ponadto od najmłodszych lat uczyć zrozumienia i otwartości. Może łatwiej będzie naszym czytelnikom zrozumieć Pana wizję, jeśli dowiedzą się o Panu więcej. W końcu prywatnie jest Pan prawdziwym człowiekiem renesansu. Jak zatem połączyć w jednej osobie umysł ścisły z twardym podejściem do życia, które wymagane jest przy prowadzeniu własnego biznesu oraz tak wszechstronną artystyczną duszę? Czy ciężko dzielić głowę na tyle zupełnie różnych części?
– Ciężko byłoby nie dzielić. Jedno pozwala mi odpocząć od drugiego i zregenerować się. Dlatego potrzebuję obydwu a raczej trzech, bo jestem jeszcze naukowcem, z tytułem doktora habilitowanego i autorem kilkudziesięciu artykułów i paru książek (wszystko w językach obcych 😊) w mojej lekarskiej specjalizacji, nefrologii.
Skoro Pana osobowość jest tak złożona z pewnością i książka kryje pod warstwą lekkiej opowieści, coś więcej. Aż samo ciśnie się na usta, aby zapytać – jakie drugie dno ma Opowieść o biłgorajskim smoku? Czego może nie dostrzec przeciętny czytelnik?
– Zarówno pierwsze jak i drugie dno można określić jednym słowem „tolerancja”, a jeżeli dwoma słowami to „brak tolerancji”. To jest chyba najważniejsze przesłanie, które próbowałem obszyć dużą dozą humoru i i odrobiną wiedzy o zaginionej, a przecież jakże nieodłącznie żydowskiej części Polski.
Nie wyjdę mocno przed szereg mówiąc, że czuje Pan misję i głęboką potrzebę szerzenia tolerancji zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych, których umysły są już często mocno zamknięte. Dla jakiej grupy czytelników została właściwie stworzona Opowieść o biłgorajskim smoku?
– Dla dzieci od 3 do 100 lat i dla dorosłych od 100 do 3 lat. W zasadzie ta literatura nie ma granicy wiekowej.
Skoro grono odbiorców jest tak szerokie, to może zaspokoi Pan ciekawość swoich fanów i powie
– czy ma Pan już pomysł na kolejną książkę? Czy będzie kontynuacja Opowieści o biłgorajskim smoku?
– Kilka lat temu wydałem książkę W kuchni mamy Soni przepięknie ilustrowaną przez profesora Lecha Majewskiego (mam szczęście do ilustratorów). To zbiór opowiadań o mojej rodzinie, przyjaciołach i żydowskim życiu w Łodzi lat 50-ych i 60-ych dwudziestego wieku. Myślę o napisaniu dalszych rozdziałów. Jest tyle jeszcze historii do opowiedzenia. A co do Smolika? Kto wie…
Na końcu książki umieścił Pan słowniczek, który ma przybliżyć różne żydowskie słowa – czy mają one dla Pana szczególne znaczenie?
– W języku idisz potrafię się od biedy porozumiewać. Nic więcej. Niemniej, kiedy gdziekolwiek na świecie jestem i słyszę ten język, oglądam się natychmiast. To język moich rodziców i moich dziadków. Nie reaguję tak ani na polski ani na szwedzki.
Przy okazji tego pytania nasunęła mi się symbolika samego Smolika. Czego metaforą jest Smolik i dlaczego zdecydował się Pan na bezpośrednie nawiązanie do Brzydkiego kaczątka?
– Każdy może tłumaczyć symbol Smolika po swojemu. Dla mnie Smolik symbolizuje strach przed tym co jest obce, nieznane. To Żyd, Cygan, LGBT i imigrant przy białoruskiej granicy w jednym. Żyć w symbiozie? Tego nie wiem. Chciałbym. Za bardzo jednak ciążą na nas fobie i stereotypy. Ale prawo do życia, respektu i tolerancji powinny być „oczywistą oczywistością”, jak mawiał klasyk.
Co do brzydkiego kaczątka to również taka prosta „oczywista oczywistość”, że nie zawsze, a może wręcz rzadko, dostajemy od życia to czego oczekujemy.
Jako osoba tak wrażliwa na uczucia osób postrzeganych często jako „odmienne” wyraża Pan siebie i swojego poglądy na wieloraki sposób. Udzielał się Pan także w teatrze – jakie sztuki Pan wystawiał?
– Wystawiamy przedstawienia, które sam piszę. Są to z reguły muzyczne opowiadania połączone dialogami i monologami. Tytuły to między innymi: „Marcowe Migdały”, „Dni, których nie znamy” (tytuł pożyczony od Grechuty), „Historia królowej Esterki, czyli d…a nie traktor a ciągnie”, „Niedokończona Podróż Janusza Tencera” (z aktorami warszawskiego teatru żydowskiego), „Delikatesy Starszych Panów” czy „Dwór Cadyka”.
Zachęcamy do przeczytania książki – Opowieść o biłgorajskim smoku wraz ze swoimi dziećmi. Nauka płynąca z tej magicznej historii pewnego małego miasteczka i mitycznego gada Smolika będzie wspaniałym polem do rozmowy o tolerancji, akceptacji i zrozumieniu. Całość dopełniają niesamowite ilustracje, które wprowadzają czytelnika w ten magiczny świat.
-
Opowieść o biłgorajskim smoku50,00 zł – 52,50 zł z VAT
Na stanie