Czarna Orchidea. Ampułka Łez

59,00 79,00  z VAT

Użyj kuponu ORCHIDEATERAZ, aby dla książek z serii “Czarna Orchidea” otrzymać wysyłkę gratis!

Kod rabatowy ważny jeszcze przez

Jeden tom serii Czarna Orchidea w prezencie GRATIS!
Dołóż do koszyka wszystkie tomy książki papierowej Czarna Orchidea i otrzymaj jeden ZA DARMO!


Zobacz pełny opis książki i ebooka

Opis

Promocja -20% do końca sierpnia na wszystkie książki i ebooki!


Zobacz pełny opis książki i ebooka

Oto trzecia część międzyplanetarnej sagi.

Żarty się skończyły. Czas wziąć odpowiedzialność za własne decyzje i opowiedzieć się po którejś ze stron. Stawius nie ustaje w tropieniu Afiryna, bagatelizując zagrożenie ze strony Richarda, który podstępnie szykuje zemstę. Sanela ujawnia swe prawdziwe oblicze, wcześniej mamiąc Steve’a nadzieją na zmiany; z kolei Edward, zorientowawszy się w sytuacji, staje przed trudnym wyborem. Tylko Morgiana miota się między stronnictwami, błądząc po omacku niczym pośród burzy piaskowej, pragnąc znaleźć swoje miejsce i spokój ducha.

W przełomowym momencie historii drugoplanowi i pozornie nic nieznaczący bohaterowie wyłaniają się z cienia, aby przejąć stery.


Marcysia Koćwin – autorka czterotomowej sagi pt. „Czarna Orchidea” oraz dwóch tomików poetyckich. Urodziła się w 2005 roku. Obecnie studentka Wydziału Filologicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Prywatnie rozkochana w literaturze. W kręgu jej zainteresowań znajduje się także muzyka, głównie metal symfoniczny, oraz kultura japońska.


SPIS TREŚCI

  1. Głos przeszłości
  2. Rozdział 1. Czy nie przeszkadzam mojemu panu?
  3. Rozdział 2. Doniesiesz na mnie, zdrajczyni?!
  4. Rozdział 3. Zabierzcie ją na dół i czekajcie na mnie
  5. Rozdział 4. Zabiję! Zatłukę, jak psa!
  6. Rozdział 5. Wydobądź muszlę z głębin naszych serc
  7. Rozdział 6. Nie puszczę cię!
  8. Rozdział 7. Jeszcze z tobą nie skończyłem
  9. Rozdział 8. Co wam szkodzi?
  10. Rozdział 9. Może jednak wybierze miłość?
  11. Rozdział 10. Daję ci czas na popełnienie samobójstwa
  12. Rozdział 11. Kto rozdaje?
  13. Podziękowania

Głos przeszłości

Znów obudziła się z krzykiem. Działo się tak bardzo często, mimo że minęło już tyle czasu. Usiadła na łóżku, zlana potem. Chwilę później, z jękiem irytacji, przebudził się Afiryn. Przekręcił się na bok i ziewnął przeciągle. Spojrzał na nią pytająco.

– To nic, przepraszam. – Spuściła wzrok. – Znów mi się śniło, że mnie odnalazł.

Minęło pięć lat. Kinga nie mogła w to uwierzyć. Pięć lat od czasu, kiedy Stawius zostawił ją samą w ogrodzie na Euforii. Była wtedy jeszcze w ciąży z Edwardem. Afiryn i jego ludzie uprowadzili ją, aby wymienić za swoich towarzyszy wziętych do niewoli, lecz nic z tego nie wyszło. Stawius nie chciał słyszeć o żadnych negocjacjach i jak na złość tego samego dnia stracono wszystkich jeńców. Kobieta wystraszyła się wtedy nie na żarty. Obawiała się, że podzieli los więźniów jej męża. Ona i jej dziecko. Jednakże elf uspokoił ją:

– Nie bój się, nic ci się nie stanie. Jesteś w końcu jedną z nas.

Jego słowa wciąż dźwięczały jej w pamięci. Dowiedział się… Jakimś cudem się dowiedział o oszustwie Stawiusa. Zdawał sobie sprawę z tego, że ona jest tak naprawdę córką rebelianta, nieżyjącego już dowódcy klanu Kairos, Kalisą.
Kilkanaście godzin po tamtych tragicznych wydarzeniach urodziła syna. Prawie dwa tygodnie przed terminem. Żona Afiryna, Rita, pomogła przy porodzie. Nie było żadnych komplikacji. Wydała na świat dużego, ślicznego chłopca. Od tamtej pory było jasne, że jej mąż zechce znaleźć ją i wydrzeć rebeliantom siłą, wraz ze swoim dziedzicem, dlatego Kinga musiała się ukrywać. Nie opuściła Euforii. Przyjaciel Afiryna, Hiroshi Yamada, zaopiekował się nią i dzieckiem.

W tym czasie Rita również zaszła w ciążę i urodziła elfowi córkę. Niestety żona Afiryna została brutalnie zamordowana w szpitalu niedługo po porodzie. O tym wszystkim Kinga dowiedziała się od niego samego. Pamiętała, jaki był zdruzgotany. Dukał coś o powiązaniach mafijnych, jakie miała jego nieżyjąca małżonka, ale Kinga nie potrafiła wiele z tego zrozumieć. Swoje dziecko Afiryn ukrył w obawie przed przeciwnikami.

Krótko po tym spotkali się znowu, by zamieszkać razem. Od tej pory żyli jak rodzina, co jakiś czas zmieniając miejsce pobytu. Kinga jednak nie mogła w pełni cieszyć się swoim szczęściem, gdyż wciąż prześladowało ją widmo męża, który prędzej czy później ją znajdzie. Bardzo bała się tego spotkania. Często widziała jego następstwa w snach, tak jak przed chwilą.

– Bardzo się tym przejmujesz – zauważył Afiryn, podnosząc się do pozycji siedzącej, i pocałował ją delikatnie.– Nie mogę przestać się tym martwić – wyznała, mając na myśli przyszłe spotkanie ze Stawiusem.
– Rozumiem, wiem, że się boisz. Ja także żyję w ciągłym napięciu. Przecież jeśli mnie kiedyś dorwą, to z pewnością nie będą się ze mną obchodzili godnie – przyznał elf.
– Proszę, nie mów o tym! – zawołała ze łzami w oczach.
– Mamo? – Rozległo się pukanie do drzwi. – Mamo, jesteś tam?!
– Edward wstał – zauważył Afiryn i zawołał do małego po elficku: – Już do ciebie idę, twoja mama musi się rozbudzić.
– Chcę mamę! – doszedł ich buntowniczy krzyk w tym samym języku i odgłosy mocnego kopania w drzwi.
– Ma charakterek – skwitował elf i zmarszczył brwi.
– To tylko małe dziecko, nie skończył jeszcze pięciu lat, poza tym na pewno jest głodny.
– Jeśli będziesz mu tak pobłażała, to powiększy grono trudnej młodzieży – ostrzegł ją.
– To moje dziecko – ucięła Kinga i poszła do syna.
– Kaliso! – zawołał ją nagle.
Obróciła się, wzdrygając jak oparzona.
– Proszę, nie dręcz się tym – poprosił Afiryn.
Przytaknęła odruchowo i wyszła. Za drzwiami stał mały Edward. Patrzył na nią z wyczekiwaniem. Uklęknęła przy nim i pocałowała go w głowę. On przytulił się do niej, uśmiechając lekko.
– Jestem głodny – zakomunikował.
– Dobrze, pójdę tylko do łazienki i za chwilę coś ci przygotuję – obiecała. – Usiądź przy stoliku.
– Mama? – zawołał jeszcze.
– Tak, skarbie?
– A kim jest ten pan?

Kinga zmarszczyła brwi. Zdziwiła się nieco. Czyżby jej synowi chodziło o Afiryna? Jaki inny mężczyzna mógł się tu teraz znajdować? Chyba że Edward przypomniał sobie nagle kogoś, kogo widział gdzieś kiedyś w przelocie. Niestety nie mogła mu zajrzeć do głowy. Taka możliwość byłaby czasem naprawdę użyteczna, szczerze żałowała, że jej nie posiadała. Czuła jednak, że musi teraz na chwilę opuścić pokój, więc powiedziała tylko:

– Zaraz ci wyjaśnię, kochanie. Zaczekaj na mnie.

Z łazienki wyszła już umyta, uczesana i przebrana w lekką, zielonkawą sukienkę, która ślicznie pasowała do jej rudych włosów. Uśmiechnęła się do synka, który posłusznie i cierpliwie czekał na nią, dzierżąc sztućce w dziecięcych rączkach. Co też Afiryn wygaduje? Jej Edward na pewno nie stanie się okrutnym, samolubnym i zimnym nastolatkiem. Przecież jest dla niego taka wyrozumiała, okazuje mu tyle dobroci i ciepła. Nie znaczy to, że pozwala mu na wszystko. Stawia wymagania i pilnuje, by mały przestrzegał obowiązujących zasad, jednak nie chce go tyranizować. Zawsze starała się być łagodna i cierpliwa wobec niego. Afiryn był nieco bardziej wybuchowy, zawsze się temu dziwiła. Czyżby nie lubił jej dziecka przez wzgląd na to, z kim go poczęła? Nie chciała jednak, aby Edward czuł się źle w jego towarzystwie, więc zawsze próbowała łagodzić sporadycznie występujące między nimi napięcia.

Teraz podała malcowi śniadanie, głaszcząc go delikatnie po głowie i uśmiechając się promiennie. Edward przez długą chwilę nic nie mówił, zajęty jedzeniem, gdy nagle odezwał się, przypominając mamie wcześniej zadane pytanie.

– Kim jest ten pan?
– Ten, który z nami mieszka? – upewniła się Kinga.
Edward pokiwał głową.
– Czy to mój tata? – zapytał, zlizując słodki krem z wierzchu bułeczki.
– Nie, skarbie. Afiryn jest moim… – urwała, próbując znaleźć odpowiednie dla pięciolatka słowo. Nie chciała go też okłamywać. – Jest moim przyjacielem.
– To gdzie jest mój tata? – dociekał chłopiec, oblizując palce.

Kinga wyraźnie się zmieszała. Nigdy by nie pomyślała, że dziecko tak szybko zada to pytanie. Przygryzła wargi, zastanawiając się, jak mu to najlepiej wyjaśnić. Zawsze starała się rozmawiać z Edwardem i odpowiadać na jego pytania w taki sposób, żeby mały czuł się ważnym partnerem w rozmowie. Nie chciała traktować go pogardliwie, z góry i zbywać warknięciami. Teraz pragnęła mu to wszystko opowiedzieć tak, aby sytuacja była dla niego jasna, ale nie znajdowała odpowiednich słów. Czuła, że coś zaciska się w jej wnętrzu. W międzyczasie, gdy milczała, Edward poprosił o coś do picia. Uniosła szklankę, wlała do niej trochę wody i już chciała podać dziecku, gdy nagle usłyszała za sobą znajomy głos:

– Tutaj, synu.

Poczuła się tak, jakby połknęła wielką kostkę lodu, która momentalnie zmroziła jej wnętrze. Wypuściła z dłoni szklankę, która z brzękiem rozpadła się na tysiące malutkich kawałeczków. Kinga zadrżała. Zakręciło jej się w głowie. Poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Oddech i serce przyspieszyły rytm, zaczynając się prześcigać w szaleńczej pogoni. Zachwiała się na rozdygotanych nogach, oczy zapiekły od łez. Dopiero wtedy spojrzała na Stawiusa.
Siedział swobodnie w jednym z dwóch foteli z miękkim obiciem i patrzył na nią swoimi ciemnymi, zimnymi oczami. Przyglądał jej się prawie spokojnie. Tylko delikatne skrzywienie warg świadczyło o tym, że jest niezadowolony. Spodziewała się wrzasków i bicia, więc zaskoczył ją ten jego bezruch i opanowanie. Minęło przecież tyle czasu. Roztrzęsiona, czuła, że dłużej nie zniesie tego napięcia, i rozpłakała się w głos. Edward się wystraszył, upuścił na talerz niedojedzoną bułkę i zerkał skołowany to na matkę, to na ojca.

– Co się tam dzieje? – zawołał nagle Afiryn. – Kalisa? Kalisa!

Ledwie wypadł z sypialni, a stojący przy drzwiach Natan postrzelił go pociskiem ogłuszającym. Elf runął jak długi na posadzkę. Chłopiec otworzył oczy ze zdumienia. Nie rozumiał, co się dzieje. Kinga płakała nadal, zakrywając twarz dłońmi. Imperator zwrócił się do dowódcy:

– Jestem pod wrażeniem tego, jak przeprowadziłeś tę akcję – pochwalił go. – Twoje umiejętności są ponadprzeciętne.
– Dziękuję, panie. – Skłonił się Natan.
– Zwiąż tego śmiecia, zabierz go na statek i dopilnuj, aby niezwłocznie trafił do Twierdzy. Muszę się z nim rozmówić – rozkazał Stawius, próbując przekrzyczeć płacz żony.

Gdy ta usłyszała jego słowa, zawyła jeszcze głośniej. Doskonale wiedziała, jak ta rozmowa będzie wyglądać. Nie chciała nawet o tym myśleć. Była przerażona, dogłębnie wstrząśnięta. Mimo że ta chwila wciąż nachodziła ją w snach, w głębi duszy nie była na nią przygotowana. Nadeszła nagle, znienacka. I zastała ją zdruzgotaną i po stokroć zdumioną. Czemu teraz? Czemu tak szybko? Czy to nie mogło trwać jeszcze jeden dzień dłużej? Jeszcze jeden dzień? Ale było to naiwne pytanie. W skrytości serca wiedziała, że nawet po upływie owego dodatkowego dnia żądałaby następnych. Nigdy nie byłoby ich dość. Nie z Afirynem.

– Tak witasz męża po pięciu latach? – zapytał ją Stawius, ale w jego głosie nie było gniewu. Bardziej teatralne zdumienie. Z jakiegoś powodu przestraszyła się go jeszcze bardziej.

Stawius zerknął na Natana i rozkazał mu wyjść wraz z elfem, którego dowódca zdążył porządnie skrępować. Kazał mu też skierować tu dwóch Rycerzy, którzy zajmą się Kingą. Następnie znów przeszył ją zimnym wzrokiem. Edward słuchał wszystkiego w milczeniu, wodząc zaniepokojonym wzrokiem po zgromadzonych. Kiedy dowódca wyszedł, rodzina została sama.

– Masz mi coś do powiedzenia? – Stawius zwrócił się do Kingi, marszcząc brwi. Kobieta ciągle łkała, ale już ciszej. – Słucham. Teraz masz czas, żeby mówić. – Nie doczekał się jednak odpowiedzi. – Zaraz wpadną tu moi ludzie. Moja cierpliwość też nie jest z żelaza – zagroził. – Dlatego odezwij się. Sugerowałbym zacząć od słowa „przepraszam”.

Opuściła dłonie, patrząc na niego swoimi lśniącymi, zielonymi oczami, teraz podpuchniętymi od płaczu. Było to spojrzenie pełne żalu, wyrzutu i gniewu.

– Niby za co mam cię przepraszać?! – zawołała z niedowierzaniem i kolejna łza spłynęła po jej policzku i skapnęła na dół.
– Odzyskałaś głos – zauważył z ironią Stawius. – Jesteśmy na dobrej drodze. Pytasz za co? No cóż, może i moje ciało nie jest idealne, ale umysł pracuje bez zarzutów. Potrafi on chociażby określić liczbę osób mieszkających w tym uroczym mieszkanku, a także porównać ją do liczby sypialni. Wyszło mi trzy do jednego.
Zbladła jeszcze bardziej.
– Co prawda w tym mieszkanku nie widzę też rur grzewczych, lecz z tego, co mi wiadomo, na Euforii ogrzewanie wnętrz budynków nie jest konieczne. Bardziej przydają się tu klimatyzatory, zwłaszcza latem – kontynuował spokojnie, obserwując, jak jej klatka piersiowa nerwowo unosi się i opada. – Więc? Wyjaśnisz mi to jakoś?
Spuściła wzrok, niezdolna wypowiedzieć ani jednego słowa.
– Synu? – tu zwrócił się do zlęknionego chłopca. – Powiedz swojemu ojcu, gdzie śpisz w tym mieszkanku.
Dziecko zmieszało się. Zerknęło na matkę, szukając u niej pomocy. Jednak ona trzęsła się tylko, szlochając cicho. Jej twarz całkowicie zasłoniły rude, gęste włosy, puszczone luźno.
– Rozmawiaj ze mną. Chyba umiesz mówić? – napierał na niego.
– Ja… Ja tutaj – wydukał nieśmiało, wskazując palcem małą składaną koję zamontowaną przy ścianie.
– Jak rozumiem, mama śpi z tobą? – spytał bezbarwnie Stawius.
– Nie. Mama i ten pan śpią tam – cicho odpowiedział chłopiec, pokazując pokoik sypialny ukryty za ścianą.

Kinga wydała z siebie głuchy okrzyk, chwytając długimi, smukłymi palcami swoje włosy w akcie rozpaczy. Nie mogła go winić. Bał się. Poza tym wcale nie miał złych intencji. Chciał być grzeczny, więc mówił prawdę. Nie wiedział, co to dla nich znaczyło. Nie mógł wiedzieć.

– Czy dalej muszę ci wyjaśniać, jak bardzo wskazane byłoby to słowo? – Stawius przeniósł swoje zimne spojrzenie z powrotem na Kingę.
– Ja… ja… – dukała, dusząc się płaczem. – Ja… byłam zmuszona! Zmusił mnie siłą, nie chciałam! Zastraszył mnie, bałam się przeciwstawić! Groził, że mnie zabije, jeśli będę mu się opierać!
– Tak? Więc pewnie serce ci podskoczyło z radości, gdy mnie usłyszałaś. W końcu przyszedłem cię uratować, prawda? Twarz ozdobił ci uśmiech i rzuciłaś mi się na szyję, szepcząc, jak się cieszysz, że mnie widzisz – tu zrobił krótką pauzę. – Masz mnie za durnia? – warknął i podniósł się.

Kinga cofnęła się, zapomniawszy o szkle. Chwilę potem poczuła, jak wielki, ostry odłamek wbija jej się głęboko w stopę. Upadła na kolana, podpierając się na rękach i kalecząc jeszcze bardziej o porozrzucane odłamki. Zawyła z bólu. Na posadzkę obficie trysnęła krew. Skuliła się, zawodząc głośno.

W tym momencie wpadli dwaj Posępni Rycerze. Stawius patrzył na żonę z kamienną twarzą, całkowicie niewzruszony. Nie przenosząc wzroku na swoich ludzi, zwrócił się do nich:

– Zabierzcie ją do medyka, niech ją opatrzy i pozszywa. Potem, gdy do was dołączę, wrócimy na Nanthis. Nie pozwólcie jej nic sobie zrobić po drodze, bo odpowiecie własnym życiem – rozkazał twardo.

Mężczyźni zasalutowali i ostrożnie zbliżyli się do wijącej się z bólu na posadzce Kingi. Edward był przerażony. Siedział jak zahipnotyzowany, wpatrzony w matkę i w kałuże krwi na podłodze. Stawius spojrzał na syna.

– Jak nazwałaś nasze dziecko? – spytał rzeczowo żonę, którą wynosili Posępni Rycerze. Nie odpowiedziała, wobec tego Imperator zwrócił się do chłopca: – Jak mama na ciebie mówi?
– Edward – przedstawił się cicho, odprowadziwszy rudą kobietę wzrokiem.
– Chodź, Edwardzie. Jestem twoim ojcem, jakbyś kiedyś był tego ciekawy – mruknął, po czym poprowadził przestraszonego syna ku wyjściu z mieszkania. Wracali na Nanthis.

Informacje dodatkowe

Waga 300 g
Wymiary 20,5 × 14,5 × 2 cm
Autor

Marcysia Koćwin

Język

polski

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Rok wydania

2024

Strony

274

Rodzaj publikacji

Ebook, Książka drukowana

Format pliku

EPUB, MOBI, PDF

EAN: 9788368095418

Opinie

There are no reviews yet

Tylko zalogowani klienci, którzy kupili ten produkt mogą napisać opinię.

Może spodoba się również…